Historia jednak zatacza koło

niedziela, 8 lutego 2009

Kultowe kształty z demoludu

W tym roku pomyślałem sobie, że dobrze byłoby mieć byle jakie dwa turystyczne kółka, po to aby w ciepłe letnie dni wyruszać raz na jakiś czas na wyprawę w ciekawe miejsce z mapą lub GPS em w ręku. W takiej chwili pierwsze co przychodzi do głowy to allegro.pl - no to ciach... motoryzacja -> motocykle, tutaj chwila zastanowienia, chopper,cruiser - nie, cross enduro - nie, skutery - nie, sportowe - na pewno nie, no i zabytkowe - zobaczmy. Jest tego sporo, do wyboru do koloru, polskie, czeskie, niemieckie no i oczywiście pełno rusków sprowadzonych z Ukrainy. Na niektóre sztuki aż przykro patrzeć, czterdziesto czy pięćdziesięcioletnie maszyny nigdy nie powinny trafiać w ręce typków z 3-ma paskami na butach i spodniach.


Jena z aukcji wyglądała szczególnie interesująco. Spowodowała u mnie nieoczekiwany przypływ wspomnień z dzieciństwa. Aukcja z Mz Trophy 250, tak to jest to! Kultowy bak połączony z reflektorem, klasyczne kolory - kremowa biel z czernią no i te kwadratowe kształty charakterystyczne dla motocykli z tamtego okresu. Taki motocykl pamiętam z garażu mojego taty, niestety sprzedaliśmy go dawno temu razem z Simsonem AWO 250 ale to inna bajka. Przypomniałem sobie, czasy w których na wsi jeździło się na wszystkim co miało dwa koła, każdy jeździł na byle czym, motorynki, komary, wski, jawy, no i wynalazki skręcane wg własnego widzimisię. Pamiętam kolegę z klasy, który poskładał sobie wehikuł, do którego nie miał ani siedzenia ani zbiornika na paliwo, wiec jeździł na stojąco z butelką benzyny przywiązaną do kierownika (1,5 litorwa butelka po oranżadzie firmy HELLENA). Z czasów tak odległych pamiętam już tylko, że motocykl był wtedy dla mnie bardzo ciężki, opierałem go zwykle o ścianę, bo nie dawałem rady postawić go na stopki, był bardzo wygodny - płynął zamiast jechać, świetnie jeździło się nim po leśnych drogach. Klamka zapadła, kupuje Tropa.


Z zakupem, jakoś strasznie mi się nie spieszyło, więc skorzystałem z fajnej funkcji serwisu allegro. Subskrypcja interesującej kategorii lub wyników wyszukiwania - działa to w ten sposób, że codziennie rano dostaję maila z nowymi aukcjami wystawionymi poprzedniego dnia, które spełniają moje kryteria wyszukiwania. Rano wystarczało mi 5 minut aby poznać stan rzeczy. Taki tryb pozwala szybko zorientować się w sytuacji na rynku i oszacować wartość motocykla. Wszystko fajnie, tylko jak się okazuje, gdy dochodzi co do czego i o twój wymarzony motocykl bije się jeszcze kilkanaście innych osób to emocje biorą górę i zdroworozsądkowe myślenie można schować w buty.

Po dwóch miesiącach obserwacji w końcu jest coś ciekawego na horyzoncie. Trop 250 z koszem, podobno wszystko oryginalne i podobno przez 40 lat jeździł tym jeden właściciel. Obecny właściciel - pośrednik - wyrwał motocykl od starszego pana (gdzieś to już słyszeliśmy prawda?), który kupił go jako swój pierwszy i jedyny pojazd w 1970 r. w PZM. Moto na zdjęciach wygląda świetnie, oryginalny kosz to dziś gratka, dodatkowo zarejestrowany, wspomnienia znowu ożywają - muszę go mieć.

Pierwszy dzień aukcji. Podchodzę jeszcze sceptycznie, myślę sobie: "Motocykl od dziadka... na pewno... ciekawe ile wyników dostanę jak w allegro przeszukam aukcję z kluczem DZIADKA, w kategorii motoryzacja pewnie sporo."

Drugi dzień aukcji, czwartek- 6 dni do końca. Już kilkanaście osób licytuje, zainteresowanie spore, coś w tym musi być, zdecydowałem że czas pogadać z właścicielem dzwonie:

- "Dzień dobry, ja w sprawie aukcji allegro, chciałem zapytać o kilka szczegółów dotyczących motocykla"
-"Aaaa... MZ... nieeee to już sprzedana"

No to załamka. Spytałem dyskretnie za ile poszła, właściciel wspomniał, że trochę żałuje, bo sprzedał znajomemu, nie spodziewał się takiego zainteresowania, no i że zaliczkę wziął. Na "do widzenia" powiedziałem, żeby się zastanowił, bo ja jestem jeszcze w stanie nieco przebić ofertę kolegi no i że zadzwonię w piątek. W zasadzie cała aukcja odbyła się przez telefon i trwała do niedzieli, bo sprzedawca odwołał aukcje na allegro zaraz po tym jak sprzedał motocykl znajomemu. Kosztowało mnie to wiele stresu bo nie byłem jedynym napaleńcem, który znał nr telefonu sprzedającego ;)

We wtorek urlop, podróż do Jeleniej Góry, rano jeszcze telefon do właściciela bo ciągle obawiałem się że ktoś do niego zadzwoni i da więcej. Uff, jednak wszystko ok, no to w drogę wyjazd 4 ta rano, na miejscu jesteśmy o 12. Jest motocykl, jest i kosz, wygląda super, w tym jednym przypadku nie sprawdziła się przestroga aby nie spotykać swoich bohaterów z dzieciństwa. Moja bohaterka z dzieciństwa wygląda super mimo 40 widocznych lat eksploatacji nadal piękna, prawdziwy motocykl z duszą. Na miejscu wszystko się zgadza, umowa z poprzednim właścicielem spisana tydzień temu, poprzedni właściciel urodzony w 1929 roku, ku mojemu zaskoczeniu wózek wpisany w dowód rejestracyjny a motocykl zarejestrowany jako 3 osobowy. Pakujemy wszystko na busa i pędzimy do domu, jesteśmy na miejscu po zmroku, ja w samochód i z powrotem do Warszawy, zrobiłem tego dnia chyba z 1200 kilometrów.

Dopiero za tydzień podróż do domu rodzinnego i pierwsza okazja aby porządnie przyjrzeć się nabytkowi. Zrobiłem kilka fotek z tatą, widzę że mu się podoba. U rodziców pewnie także ożyły wspomnienia, w końcu w albumie mają kilka fotek na identycznym egzemplarzu Tropa zrobionych gdy mieli po dwadzieścia parę lat. Dla mnie to dopiero początek, to motocykl, który zostanie ze mną na długie lata. Możliwe że za 30 lat analogicznego bloga napisze mój syn, wspominając jak wygrzebał w garażu u taty 60 letnie ustrojstwo z demoludu.

Obserwatorzy